wróæ

Dzień ósmy - Favignana i Levanzo

wróæ
Hej, to juz polmetek... szkoda...
Zbiera sie coraz wiecej powodow, zeby tu przyjechac jeszcze raz: po wczorajszych wyczynach na Pantellerii postanowilam odpuscic poranny autobus do rezerwatu Lo Zingaro, ale pojechac tam pozniej pociagiem i pobyc tam krocej, bardziej wypoczynkowo. Tymczasem, mimo ze wpatrywalam sie badawczo we wszystkie znaczki w spisie pociagow, nie zauwazylam, ze ten pociag jezdzi tylko w niedziele... Nastepny byl o drugiej, to juz nie mialo sensu, tym bardziej, ze tutaj wszystko czesto sie konczy po poludniu, a wiec i powrotny ze Scopello jest o 16... Jak mawiaja Wlosi, sara per un'altra volta... Szkoda, bo bardzo sie nastawialam na dlugi spacer po rezerwacie przyrody, no ale po cos tu trzeba wrocic...

Po powrocie z Zingaro mialam poplynac na Favignane, a wiec w takiej sytuacji poszlam do portu. Niedaleko Trapani znajduja sie trzy wyspy, najwieksza Favignana, i dwie mniejsze, Levanzo, blizko poprzedniej, i Marettimo, najdalsza. Dwie pierwsze wyspy byly kiedys polaczone z Sycylia, a potem morze zalalo waski pas ladu ktory je laczyl i tak powstaly te wyspy. Natomiast Marettimo powstalo, o ile sie nie myle, pozniej, i stad jest odmienna wyspa od pozostalych. Kiedy postanowilam ze pojade na Pantellerie, zrezygnowalam z odwiedzenia Marettimo, ale chcialam obejrzec chocby Favignane. A w tej sytuacji moglam sobie pozwolic na wycieczke na dwie blizsze wyspy, a Marettimo ... sara per un'altra volta...

Favignana jest dziwna, bo z daleka widac gorzysty teren, ale z bliska mozna dostrzec ze wyspa jest bardzo dluga ale wieksza jej czesc jest niemal calkowicie plaska. Jak Pantelleria jest czarna wyspa, tak Favignana i Levanzo to wyspy niemalze biale, bo wapienne. Na Favignanie wiele jest kamieniolomow, z ktorych wycina sie bloki do budowania domow. Favignana to wyspa w przewazajacej czesci plaska, za to Levanzo to wlasciwie jedna wielka gora...

Po przybyciu na Favignane sprawdzilam o ktorej mam statek na Levanzo, i wyszlo mi ze mam dwie i pol godziny, i statek jest o 14. Poszlam do wypozyczalni rowerow przy porcie, rower na caly dzien kosztuje 5 euro. Kiedy dowiedziano sie, ze chce go wziac wlasciwie na godzine (bo o 13 zaczynala sie przerwa obiadowa), pani cos zaczela do mnie mowic porozumiewawczo, i okazalo sie, ze dostalam rower ... w prezencie, na ile czasu chce, moge go zostawic jak juz przyjade przed wypozyczalnia, a jakby ktos sie pytal, to powiedziec, ze mam zaplacic po powrocie, a tak naprawde to nie mam nic placic, i milego zwiedzania wyspy! Po prostu oniemialam! Favignane wspaniale sie zwiedza na rowerze. Oczywiscie, nie ma mowy o wspieciu sie na ogromna gore, na ktorej stoi jakis zamek czy co (jakos mi sie wydaje ze wiezienie, ale nie jestem pewna). No i jednak te 2,5 godziny nie wystarczyly na objechanie calej wyspy, no ale ... sara per un'altra volta... Zdazylam natomiast wpasc do zatoczki, gdzie opalaly sie panie, i szybciutko wskoczylam do wody, przeplynelam kawalek tam i spowrotem, i potem szybko sie ubralam i pojechalam dalej. To byla niesamowita frajda, jezdzenie rowerem, i myslalam tez, ze moje nogi odpoczna po wczorajszym... Jak bardzo sie mylilam, o tym bedzie potem...

Po Favignanie jezdza samochody, motorini, jest tam miasteczko z katedra, oczywiscie jest tez masa hoteli, ale zauwazylam, ze tak tu, jak na Pantellerii, jak i potem na Levanzo nie ma wogole tego obrzydliwego turystycznego ruchu, tzn sa turysci, sa kwatery i hotele, sa oferty wycieczek (z reguly na telefon) ale nie ma tego biznesu "pod turystow", tego lapania za reke i ciagniecia do siebie, tego wrzasku, tej nachalnosci. Po prostu, jest tu cisza i spokoj. W zadnym wypadku nie przypomina to ani naszych miejscowosci nadmorskich, i na szczescie!

Objechalam na rowerze co najmniej pol wyspy (zostawiajac drugie pol per un'altra volta), i wrocilam do portu. Odstawilam rower pod wypozyczalnia, z kartka na ktorej podziekowalam za umozliwienie mi zrobienia takiej fantastycznej wycieczki, i poszlam kupic bilet na statek. A tu okazalo sie, ze statek jest o 14.35. Szkoda mi bylo bardzo, bo moglam sobie jeszcze pojezdzic, no ale juz bylo na to za pozno. A potem sie okazalo - i na to radze zawsze zwracac we Wloszech, a w kazdym razie na Sycylii uwage - ze ja poszlam do kasy firmy Ustica, i statek tej firmy plynal o 14.35, a wczesniej sprawdzilam na planie statek firmy Siramar, ktory faktycznie plynal o 14! Ale w kasie nikt mi nie powiedzial, ze jest statek wczesniejszy konkurencyjnej firmy... Trudno, w tym czasie odpoczelam troche, no bo w tym dniu relaksu mialam za soba dosc ostre plywanie oraz wycieczke rowerowa...

Na Levanzo odstawilam moj pokazowy numer... To mi sie juz pare razy w zyciu zdarzylo. Moj defekt polega na tym, ze jak widze przed soba drugi koniec czegos, to chce tam koniecznie dotrzec, a jesli cos jest okragle, to chce to obejsc... Przeczytalam, a w kazdym razie pamietalam, ze Levanzo ma 13 km obwodu, a teraz mysle, ze chodzilo o dlugosc wyspy. No ale myslac o obwodzie, pomyslalam, ze to troche wiecej niz 2 godziny drogi, taki sobie spacerek...

Na Levanzo jest tylko jedna miejscowosc, jedno skupisko ludzkie w zatoce. Domy sa wszystkie chyba biale, bardzo zadbane, a droga prowadzi dookola wyspy, wiec jak jej nie obejsc. A wiec poszlam, podziwiajac i zatoki i gory, i kolory (rude i biale skaly, morze w wielu kolorach), patrzac na ludzi ktorzy plywali sobie w zatoczkach. Niektorzy nie maja takiego fiola jak ja, i przyjezdzaja w takie miejsce poplywac. A ja sobie myslalam - obejde wyspe, i potem poplywam, bo statki sa bardzo dlugo.

Najpierw to byla droga, potem szeroka wygodna sciezka, potem waska sciezka. Spotykalam co pewien czas ludzi spacerujacych tak jak ja, pozdrawialismy sie "salve", i to bylo mile - wreszcie nie bylam dziwolagiem! Potem w pewnym miejscu sciezka zrobila sie jeszcze wezsza i zaczela sie wspinac do gory. To mi sie za bardzo nie podobalo, no bo mialam chodzic a nie nadwyrezac nogi. Potem sciezka dotarla do jakiegos miejsca ktore nosilo slady ludzkiej dzialalnosci, ale co to bylo? Cos jakby ogrod, jakis mur, jakies drzewa. Byly nawet drzewa iglaste, i sciezka prowadzila w ich cieniu. Potem zrobilo sie coraz bardziej skaliscie, tzn skaly byly i przedtem, ale teraz sciezka coraz mniej przypominala sciezke i wcale nie bylam pewna, czy to po czym ide, to sciezka czy po prostu skaly. Caly czas z lewej strony mialam Favignane, a po lewej bardziej z przodu - zasnuta jakas mgla Marittimo. I tak szlam, szlam i szlam, przestalam widziec w dole kapiacych sie ludzi, przybywalo skal, z ktorymi zaczelam rozmawiac (no bo jak wam taki potwor wisi nad glowa, to jak go nie poprosic, zeby akurat w momencie kiedy przechodze, nie przyszlo mu do glowy zmienic miejsce pobytu... Skaly najczesciej biale, ale tez zolte i zoltopomaranczowe, zaczelo sie z tego robic glazowisko. Poniewaz w gorze przestalo mi sie podobac, bo bylo zbyt stromo i niebezpiecznie, zeszlam na te glazy ktore czesciowo oblewala spokojna woda i szlam skaczac z kamienia na kamien. No, ale to trwalo trzy godziny i nie bylo nic latwiej, a wrecz przeciwnie... A ja wciaz widzialam z lewej Marettimo, no moze nie z przodu a bardziej z boku, ale wyspa wciaz nie chciala zakrecac.

W koncu glazowisko zrobilo sie tak wielkie i te glazy wydawaly sie siegac szczytu gory, a wiec nie bylo zadnej drogi, zadnej sciezki, zadnych polek skalnych - i tu podjelam jedna z najmadrzejszych decyzji w moim zyciu: z ogromnym zalem postanowilam zawrocic. Kto mnie zna ten wie, jak ciezka byla ta decyzja. Ale wiedzialam, ze nie moge inaczej, bo raz, za daleko zaszlam i nie bylo pewne czy zdaze na ostatni statek, a dwa, jakby mi sie tam cos stalo, to nikt by mi nie pomogl, nikt by mnie tam nie znalazl. A jakby nawet pomogl i znalazl, to bylby straszny wstyd - taka duza i taka...

Oczywiscie, do tego wszystkiego umieralam ze zmeczenia. Oczywiscie, woda mi sie dawno skonczyla, choc dookola wody bylo pelno, jedzonko bylo rano, i to wszystko, nogi ... lepiej nie gadac. Wczorajsze, przedwczorajsze itp wedrowki, plus rower, plus plywanie...

Ale poniewaz wracalam ta sama droga, wiec dosc szybko skonczyl sie ten najtrudniejszy odcinek, weszlam znow na sciezke, na te tereny niby ogrodu czy sadu, potem na wyraznie udeptana sciezke, potem na szeroka piaszczysta sciezke, potem na droge, potem ... potem zobaczylam zatoke, i wiedzialam, ze sie udalo... Musze dodac, ze zaluje ze nie udalo mi sie obejsc wyspy. Myslalam, ze to po prostu niemozliwe, bo ten ostatni odcinek byl nie do przejscia (nie mowie o skalkarzach i alpinistach ale o zwyczajnych piechurach), ale to mnie pocieszalo dokad w sklepie pani Edy mila pani zapytala widzac, jak jestem zmeczona: zrobila pani wycieczke dookola wyspy? Powiedzialam - prawie, ale potem byly takie skaly ze juz sie nie dalo. A ona na to: jest tam sciezka gora, ale trzeba wiedziec, jak isc...

No i co ja teraz zrobie? Musiala mi to mowic? Sara per un'altra volta...

Jutro raniutko spadam stad, liczac na to, ze tylko na jakis czas, ze jeszcze wroce i jeszcze zobacze to czego nie udalo mi sie zobaczyc tym razem. Jade rano do Palermo, gdzie wsiadam w autobus do Piazza Armerina, tam bede jedna noc, mam nadzieje zobaczyc tzw Villa Romana, a nastepnego dnia spojrze sobie na Enne, ktora jest najwyzej polozonym i najbardziej centralnym miastem w Sycylii, i nastepnie pojade do Catanii. Ale o tym juz pozniej. Teraz ide sie spakowac i spac...

dalej